I wtedy nadszedł wielki dzień – czyli dlaczego zdjęcia są dziedzictwem

I wtedy nadszedł wielki dzień – czyli dlaczego zdjęcia są dziedzictwem

Przygotowywała się do tej sesji długo. Wszystkie się szykowały. Wizyta u fotografa to przyjemność szczególnie delikatnej natury.

Jest to portret sióstr mojej prababci. Uwielbiam to zdjęcie. Jest w nim prostota, która pozwala nam się skupić na kobietach. Każda z sióstr to osobny rozdział, osobna historia. Patrząc na to zdjęcie z perspektywy stu lat, jest to także portret epoki, międzywojennych lat i zuchwałej, egocentrycznej, wyemancypowanej młodej generacji.

Ilekroć oglądam to zdjęcie, budzi się we mnie ciekawość. Co wtedy działo się w ich życiu? Jakie miały plany? Czy były zakochane? A może cierpiały z miłości? Czy za miesiąc miały jechać na wieś na lato, czy do Paryża na stancję?

Zdjęcie jest jak pierwsze zdanie powieści. Ten jeden moment, ta jedna sytuacja, jedno spojrzenie wystarczy, żeby napisać o nim książkę. Tego szukam w zdjęciach. Historia kryjąca się za tym jednym momentem to coś, co chce uchwycić i ocalić od zapomnienia.  

Znajduję w ludziach uniwersalne prawdy. Między tymi dwoma zdjęciami jest ponad sto lat różnicy. Wiele rzeczy naokoło nas się zmieniło, ale w gruncie rzeczy my zmieniliśmy się najmniej. Nadal wszyscy mamy pragnienia, marzenia. Wszyscy kochamy. Czy teraz czy sto lat temu. Spojrzenie na zdjęcie daje mam dystans, pozwala zatrzymać ten kawałek nas.

Epoki się zmieniają, moda się zmienia, rowery się zmieniają, ale młodość pozostaje młodością, nadzieją, beztroską. Często zapominamy o sobie z młodych lat. Życie zmienia nasze plany, historia weryfikuje oczekiwania. Dobrze zachować gdzieś fragment tej beztroski.

Anna Szumowska i Bolesia.jpg

Takie zdjęcie jest jak kotwica. Może przyjdzie czas, gdy pozwoli nam bezpiecznie przetrwać sztorm. Ania i Bolesia nie mogły przypuszczać, że przyjdzie im razem przetrwać Syberię, że z całego chaosu wojny wyjdą jako jedyne, że uratowane przez nie zdjęcia będą jedynym dowodem na istnienie tylu ludzi.

Wszystkie te fotografie przechowywane przez pokolenia zawsze mnie wzruszają. Po latach wojny, przeprowadzek, chorób, są w zasadzie jedynym moim dziedzictwem, jedynym śladem po ludziach, miejscach, uczuciach, których już namacalnie nie ma, a które żyją we mnie. Dlatego dbam o albumy i opowiadam swoim dzieciom historie o babciach, prababciach, dziadkach, stryjenkach, swatkach, dworkach, gospodarstwach i o spadającej z wozu skrzyni porcelany. 

Zastanawia mnie: ile z naszych historii przetrwa taka próbę czasu? Czy moje praprawnuki będą miały jakikolwiek ślad po mnie? Może jestem starej daty, ale brak mi zaufania do otaczającej nas elektroniki. Namiętnie wywołuję zdjęcia, nie tylko dla przyszłych pokoleń, ale dla siebie. Otaczam się nimi, otaczam się historiami, wieszam je na ścianach niczym drogowskazy. Mają mi one przypominać, którą drogę wybrać, gdy się zacznę gubić.



 

Pułapki mówienia – czyli dlaczego jesteś „za stara na sesję”

Pułapki mówienia – czyli dlaczego jesteś „za stara na sesję”

Kiedy Ty odsypiasz emocje – czyli co się dzieje ze zdjęciami po sesji.

Kiedy Ty odsypiasz emocje – czyli co się dzieje ze zdjęciami po sesji.