Joanna i anioły – czyli dlaczego zapominamy o niepamiętaniu.
Joanna stała bez ruchu pod dachem tarasu, przytuliwszy się do W. Złapało ich nagłe oberwanie chmury. Przykryci płaszczem wbiegli pod pierwszy taras i czekali. Zanosiło się, że szybko to nie minie. Zastanawiali się, czy uda im się dobiec do kafejki, nie przemakając do suchej nitki.
Wtedy obok nich otworzyły się drzwi. Trójka młodych ludzi wyszła prosto w deszcz, zupełnie beztrosko.
– Zapraszam – usłyszeli od wskazującego im drzwi mężczyzny w nienagannym smokingu. Weszli. W środku było mroczno, pachniało cygarami, dobiegały ich przytłumione dźwięki jazzu. Znaleźli się nagle jakby sto lat wcześniej. Zachwycił ich urok tego ukrytego miejsca.
Zamówili whisky, para obok przekomarzała się, kelner komplementował suknię siedzącej na końcu baru damy.
Orkiestra zaczęła grać „In the mood” Glenna Millera. W. porwał Joannę do tańca. Patrzyli sobie w oczy, śmiali się. Było im cudownie. Gdy zaczęło im brakować tchu, usiedli przy stoliku i potakując w rytm kolejnych kawałków, przyglądali się tańczącym parom.
Po chwili przysiadła się do nich para. Byli młodzi, zdecydowanie z tych artystyczno-tajemniczych ludzi toczących nocny żywot. Dziewczyna była malarką, mężczyzna okazał się być magikiem.
Rozmawiali o jazzie, o Paryżu, nowej sztuce, którą widzieli wczoraj w eksperymentalnym teatrze. To był przyjemny wieczór, w zasadzie już noc. Tańczyli sporo.
Joanna spojrzała na W. Wydał się niezwykle przystojny. Pociągało ją to, jak na nią patrzył.
W pewnym momencie, gdy magik Daniel i ona zostali sami przy stoliku, ten spojrzał Joannie w oczy – Zastanawiałaś się kiedyś, jakby to było zapomnieć? – zapytał.
Podniosła na niego zdziwiony wzrok. – Jak to? Co masz na myśli?
- Mam wrażenie, że żyjemy tylko po to, żeby pamiętać, żeby stworzyć opowieść. Zwiedzamy, jemy, bawimy się z myślą, że kiedyś o tym opowiemy. Zdjęcia, które robimy, są po to, żeby zaprojektować wspomnienia. Kolekcjonujemy „niezapomniane” momenty. Tu i teraz liczy się tylko dlatego, że przyda się na przyszłość. Nie chciałabyś spróbować choć na chwilę, żyć beztrosko, zupełnie nic nieznaczącymi momentami?
Nie zdążyła odpowiedzieć. Podeszli do nich inni ludzie, opowiadali o niedawnym przyjęciu w jakiejś ambasadzie. Joanna słuchała tylko tak troszkę, zastanawiała się nad tym, co powiedział do niej Daniel. Czuła się z jednej strony podekscytowana tym wieczorem, z drugiej strony trochę przestraszona pytaniem.
Było już prawie rano i poczuła się śpiąca. Gdy żegnali się z towarzystwem, poczuła że Daniel wsuwa jej coś do kieszeni. Był gwar, wyszli na ulicę, wsiedli do taksówki. Zasnęła W. na ramieniu. W hotelu wniósł ją do pokoju i położył do łóżka.
Poranek był rześki. Otuliła się płaszczem i ruszyła w dół ulicą. Dłonie wcisnęła w kieszenie. Wtedy znalazła zawiniątko, które dostała wczoraj wieczorem. Rozwinęła papierek. W środku były dwie tabletki i napis: „Jesteś gotowa na wakacje z amnezją?”.
Szła ulicą i zastanawiała się - A gdyby tak to wszystko miało za tydzień zniknąć z pamięci? Nie trzeba by zapamiętywać, co się zobaczyło, opowiadać o tym, myśleć o tym, że będzie się opowiadać. Muzea, teatry, kina, kawiarnie, parki – wszystko byłoby tu i teraz, byłoby wrażeniem.
Zaczęła sobie wyobrażać tę wolność. - Mogłabym wejść do pierwszej napotkanej galerii i siedzieć tam pół dnia patrząc, jak słońce wędruje po obrazie. Zupełnie nieważne jakim. Może byłoby to coś abstrakcyjnego albo jakiś pejzaż a może wizerunek anioła. Każda minuta, każdy promień, każda chmura wydobywałaby inny świat, przywoływała inne myśli, nowe wrażenia. Byłoby jej błogo, niespiesznie.
Usiadła na wiklinowym krzesełku pierwszej napotkanej kawiarni. Łamanym francuskim zamówiła kawę. Na bulwarach otwierały się pierwsze stragany z książkami. Z piekarni obok dochodził zapach świeżo upieczonych bagietek. Kelner nieśpiesznie przyniósł dwie filiżanki kawy. Dwa wróble kłóciły się o okruszki. Uśmiechnęła się, rozkruszyła pigułki do kaw. Podniosła wzrok. W. stał w drzwiach kawiarni i patrzył na nią. Odetchnęła. – To będzie tydzień tylko dla nich – pomyślała biorąc pierwszy łyk kawy. Gdy ruszali miasto, zostawiła na krześle aparat.
· Imię Daniel nie pojawia się w tej historii przypadkiem. Jest podziękowaniem, które składam Danielowi Kahnemanowi, za to że zainspirował mnie do przemyśleń, którymi się z Wami podzieliłam.